czwartek, 25 kwietnia 2013

Rozdział 2



 Po krótkiej przerwie wracam z drugim rozdziałem ;3
Nie jestem jakoś specjalnie z niego zadowolona, ale mam nadzieję, że nie jest najgorszy :D
Liczę na kolejne pouczające komentarze ;*
_________________________ 


 ~~
 "Nic lep­sze­go człowiek nie może zro­bić człowieko­wi, niż uwol­nić go od bólu, i nic gor­sze­go, niż mu ból zadać."
~~

Ostatnie promienie słońca wpadły do pokoju Gerarda, mimo ciemnej zasłony. Był pogrążony w tak głębokim śnie, że światło go nie budziło. W końcu jednak, usłyszał cichy dźwięk budzika. Powieki były zbyt ciężkie i nawet ich nie otwierał, tylko po omacku szukał wyłącznika. Poleżał chwilę, a potem przeciągnął się, głośno wzdychając. W końcu stwierdził, że już czas wstać. Delikatnie podniósł się z łóżka i jego stopy dotknęły zimnej podłogi. Przechodząc przez pokój spojrzał w lustro znajdujące się na szafie. Widząc swoje odbicie trochę się skrzywił. Czarne włosy odstawały z każdej strony, ciało było blade i poranione, a oczy mocno podkrążone. Udał się do łazienki, gdzie szybko pozbył się ubrań i wszedł pod prysznic. Ciepła woda podziałała na jego spięte ciało, jak przyjemny masaż. Wyszedł spod prysznica i ubrał się w mundurek, na który składała się biała koszula, krawat w czerwono-niebieskie paski i granatowa marynarka.
Udał się do kuchni, gdzie krzątała się jego ciocia. Caroline, zajęła się nim i bratem po śmierci rodziców. Gerard uważał ją za naprawdę wyjątkową. W wypadku w którym zginęli rodzice zginął też jej mąż i wtedy zaczęła traktować ich jak własnych synów. Była niską blondynką o dużych zielonych oczach i szerokim uśmiechu.
-Dzień dobry-przywitał ją i cmoknął w policzek
-Cześć-uśmiechnęła się-Przygotowałam ci śniadanie. Mikey już wstał?
Wzruszył ramionami i przysiadł przy stoliku. Na talerzu leżała jajecznica i kanapka z serem. Po kilku minutach do śniadania dołączył również Mikey. Od razu było widać, że jest w dobrym humorze. On nie miał takich problemów w szkole jak Gerard.
Po kilku minutach byli już po śniadaniu i mogli iść do szkoły. Wyjątkowo pogoda w tym dniu dopisywała. Słońce dosyć mocno świeciło, a niebo było bezchmurne.
Po przekroczeniu progu szkoły, bracia musieli się rozstać, ponieważ Mikey miał lekcje na parterze, a Gerard na pierwszym piętrze. Już wchodząc po schodach spotkało go nieszczęście, bo trafił na Jasona i kumpli.
-Nie za luźne to masz?-spytał patrząc na krawat, a po chwili mocno za niego pociągnął
-Jason, dyrektorka tam idzie-poinformował jeden z kumpli, przez co Jason natychmiast puścił chłopaka
Gerard poluzował sobie krawat i wziął głęboki oddech. Po chwili usiadł pod klasą i czekał na dzwonek, mając nadzieję, że już nic złego go nie spotka.
Pierwsza lekcja-historia. Większość uczniów wepchała się do klasy przed nim, zajmując wszystkie ławki z samego tyłu. Usiadł z przodu, co w sumie mu nie przeszkadzało bo lubił historię.
-Cześć... Mogę się dosiąść?-usłyszał
Podniósł głowę i ujrzał Franka. Miał rozczochrane włosy, tak jakby dopiero wstał i oczy delikatnie podkreślone kredką.
-Jasne, ale wtedy pewnie będziesz tak samo gnojony jak ja-odpowiedział
-Zaryzykuję-uśmiechnął się Frank i usiadł
Po skończonych lekcjach, Gerard czekał na Ray'a pod szkołą. Ray był osobą, która rzucała się w oczy. Był wysoki, zawsze uśmiechnięty i do tego miał afro. Gerard chodził z nim do klasy w gimnazjum i wtedy stali się przyjaciółmi. Ray lubił Gerarda mimo tego, że według reszty był "inny". Wiele ich łączyło i uwielbiali ze sobą rozmawiać. Do tego był jedyną osobą, której Gerard mógł bezgranicznie zaufać, nie licząc brata.
-Hej, Gerard!-usłyszał i odwrócił się w stronę skąd doszedł głos
-A to ty Frank-odetchnął z ulgą, bo bał się, że to Jason
-Którędy wracasz?
-Jak wyjdziesz ze szkoły...To w lewo-uśmiechnął się Gerard
-A mógłbym wracać z tobą...? Wiesz, nikogo tu nie znam...
-Nie ma sprawy
Zaczęli rozmawiać o różnych bzdetach. Okazało się, że sporo ich łączy. Między innymi miłość do muzyki.
-Oh, jaka zakochana para-usłyszeli Jasona-Od kiedy się spotykacie?
-Weź spierdalaj-odparł Gerard
-Uuuu jak groźnie-odpowiedział sarkastycznie Jason
-Chodź Gerard, nie warto się kłócić-stwierdził Ray, który wreszcie nie wiadomo skąd się pojawił
Ruszyli w trójkę w stronę domu. Gerard miał już naprawdę dość Jasona. Dokuczał mu od początku pierwszej klasy. Zaczęło się niewinnie, Jason po prostu przezywał Gerarda. Jednak z czasem było coraz gorzej. Podkradanie rzeczy z szafki, podkładanie nogi, przepychanki... Długo by wymieniać.
-Nie przejmuj się-pocieszył go Ray-Coś wymyślimy

~~~~

Była ciemna noc, a wiatr wiał mocno z każdej strony, wprawiając w ruch gałęzie i liście. Jasny księżyc oświecał drogę dwójce ludzi spacerującym wokół jeziora. Dziewczyna była ubrana w długą, czarną sukienkę z falbanami, w pasie przewiązaną czerwoną wstążką. Miała długie, blond włosy swobodnie opadające na jej ramiona. U jej boku szedł chłopak, o krótkich, czarnych włosach, ubrany w czarną elegancką koszulę i ciemne jeansy. W pewnym momencie zatrzymali się i zaczęli wpatrywać w taflę jeziora, w której odbijał się księżyc.
-Słyszałaś?-szepnął drżącym głosem chłopak
-Co?-zdziwiła się
-Jakiś szelest
-Pewnie wiatr-stwierdziła-Nie próbuj mnie nastraszyć
-Nie próbuję
Wśród drzew coś się poruszyło, znów wywołując szelest, jednak tym razem chłopak starał się nie zwracać na to uwagi.
Wiatr zaczął wiać coraz mocniej i dziewczynę parokrotnie przeszedł dreszcz.
-Skoczę do samochodu po kurtkę-zaproponował czarnowłosy-2 minutki i wrócę
Dziewczyna przytaknęła głową i chłopak wszedł w głąb lasu. Minęło 5 minut, wiatr wiał jeszcze mocniej, a chłopaka nie było. Jasne, mogła iść z nim do auta i od razu wrócili by do domu, ale chcieli pójść nocą na romantyczny spacer. Po kolejnych 5 minutach blondynka zniecierpliwiona czekaniem, postanowiła udać się w stronę samochodu, z nadzieją, że na ukochanego trafi gdzieś po drodze. Idąc wąską dróżką cholernie bała się, ponieważ gałęzie przypominały jej kościste dłonie, a drzewa rzucały cienie, które wyglądały jak duchy czy demony. Dotarła do samochodu, ale nigdzie nie widziała chłopaka. Parokrotnie coś poruszyło się wśród krzaków.
-Harry, to nie jest śmieszne!-krzyknęła i rozglądnęła się-Harry!
Nagle usłyszała jak coś ciężkiego uderza o maskę samochodu. Przerażona spojrzała w tą stronę. Na masce leżało zakrwawione ciało Harrego. W sumie to ciężko było stwierdzić, że to na pewno Harry, bo cała twarz była zakrwawiona i trochę zmasakrowana. Dziewczyna krzyknęła i zaczęła uciekać. Nie wiedziała gdzie, biegła po prostu jak najdalej. W pewnym momencie wpadła na jakąś postać.
-O, jak dobrze, że ktoś tu jest-zaczęła-Mój chłopak został zaatakowany, chyba przez jakieś zwierze-po jej policzkach popłynęły łzy
Tajemnicza postać nic nie powiedziała, jedynie wyciągnęła swą kościstą dłoń w stronę dziewczyny. Po chwili mocno szarpnęła ją za włosy, odginając głowę do tyłu. Postać przybliżyła swe usta do szyi blondynki, która próbowała się wyszarpać z uścisku. Jednak już po chwili leżała bezwładnie na ziemi. Postać uśmiechnęła się pod nosem i zniknęła tak szybko jak się pojawiła.

3 komentarze:

  1. Ogólnie wyszło bardzo fajnie. Mam jedynie pewne "ale"... "Delikatnie podniósł się z łóżka i jego stopy dotknęły zimnej podłogi." Dużo lepiej by było gdybyś zamiast "i" wstawiła "a" - "Delikatnie podniósł się z łóżka, a jego stopy dotknęły zimnej podłogi."
    Czekam na następny rozdział i weny życzę :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tworzysz coś... intrygującego. Bardzo mi się to podoba. Tematyka trafiła wprost do mojego łaknącego takiej scenerii serca. Jeżeli popracujesz nad powtórzeniami, to będzie świetnie. Mnie już tym opowiadaniem zdobyłaś :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Biedny Jared ;___;
    Skoro już mówiłaś, że to JArek Leczo...Nie ma lecza, jest bigos xD
    Lubię, lubię pisz dalej :3

    OdpowiedzUsuń