Po krótkiej przerwie wracam z drugim rozdziałem ;3
Nie jestem jakoś specjalnie z niego zadowolona, ale mam nadzieję, że nie jest najgorszy :D
Liczę na kolejne pouczające komentarze ;*
_________________________
~~
"Nic lepszego człowiek nie może zrobić człowiekowi, niż uwolnić go od bólu, i nic gorszego, niż mu ból zadać."
~~
Ostatnie promienie słońca wpadły do pokoju Gerarda, mimo
ciemnej zasłony. Był pogrążony w tak głębokim śnie, że światło go nie budziło. W
końcu jednak, usłyszał cichy dźwięk budzika. Powieki były zbyt ciężkie i nawet
ich nie otwierał, tylko po omacku szukał wyłącznika. Poleżał chwilę, a potem przeciągnął
się, głośno wzdychając. W końcu stwierdził, że już czas wstać. Delikatnie
podniósł się z łóżka i jego stopy dotknęły zimnej podłogi. Przechodząc przez
pokój spojrzał w lustro znajdujące się na szafie. Widząc swoje odbicie trochę
się skrzywił. Czarne włosy odstawały z każdej strony, ciało było blade i poranione,
a oczy mocno podkrążone. Udał się do łazienki, gdzie szybko pozbył się ubrań i
wszedł pod prysznic. Ciepła woda podziałała na jego spięte ciało, jak przyjemny
masaż. Wyszedł spod prysznica i ubrał się w mundurek, na który składała się
biała koszula, krawat w czerwono-niebieskie paski i granatowa marynarka.
Udał się do kuchni, gdzie krzątała się jego ciocia. Caroline,
zajęła się nim i bratem po śmierci rodziców. Gerard uważał ją za naprawdę
wyjątkową. W wypadku w którym zginęli rodzice zginął też jej mąż i wtedy
zaczęła traktować ich jak własnych synów. Była niską blondynką o dużych
zielonych oczach i szerokim uśmiechu.
-Dzień dobry-przywitał ją i cmoknął w policzek
-Cześć-uśmiechnęła się-Przygotowałam ci śniadanie. Mikey już
wstał?
Wzruszył ramionami i przysiadł przy stoliku. Na talerzu
leżała jajecznica i kanapka z serem. Po kilku minutach do śniadania dołączył
również Mikey. Od razu było widać, że jest w dobrym humorze. On nie miał takich
problemów w szkole jak Gerard.
Po kilku minutach byli już po śniadaniu i mogli iść do
szkoły. Wyjątkowo pogoda w tym dniu dopisywała. Słońce dosyć mocno świeciło, a
niebo było bezchmurne.
Po przekroczeniu progu szkoły, bracia musieli się rozstać,
ponieważ Mikey miał lekcje na parterze, a Gerard na pierwszym piętrze. Już
wchodząc po schodach spotkało go nieszczęście, bo trafił na Jasona i kumpli.
-Nie za luźne to masz?-spytał patrząc na krawat, a po chwili mocno za niego pociągnął
-Jason, dyrektorka tam idzie-poinformował jeden z kumpli,
przez co Jason natychmiast puścił chłopaka
Gerard poluzował sobie krawat i wziął głęboki oddech. Po
chwili usiadł pod klasą i czekał na dzwonek, mając nadzieję, że już nic złego
go nie spotka.
Pierwsza lekcja-historia. Większość uczniów wepchała się do
klasy przed nim, zajmując wszystkie ławki z samego tyłu. Usiadł z przodu, co w
sumie mu nie przeszkadzało bo lubił historię.
-Cześć... Mogę się dosiąść?-usłyszał
Podniósł głowę i ujrzał Franka. Miał rozczochrane włosy, tak
jakby dopiero wstał i oczy delikatnie podkreślone kredką.
-Jasne, ale wtedy pewnie będziesz tak samo gnojony jak
ja-odpowiedział
-Zaryzykuję-uśmiechnął się Frank i usiadł
Po skończonych lekcjach, Gerard czekał na Ray'a pod szkołą.
Ray był osobą, która rzucała się w oczy. Był wysoki, zawsze uśmiechnięty i do
tego miał afro. Gerard chodził z nim do klasy w gimnazjum i wtedy stali się
przyjaciółmi. Ray lubił Gerarda mimo tego, że według reszty był
"inny". Wiele ich łączyło i uwielbiali ze sobą rozmawiać. Do tego był
jedyną osobą, której Gerard mógł bezgranicznie zaufać, nie licząc brata.
-Hej, Gerard!-usłyszał i odwrócił się w stronę skąd doszedł
głos
-A to ty Frank-odetchnął z ulgą, bo bał się, że to Jason
-Którędy wracasz?
-Jak wyjdziesz ze szkoły...To w lewo-uśmiechnął się Gerard
-A mógłbym wracać z tobą...? Wiesz, nikogo tu nie znam...
-Nie ma sprawy
Zaczęli rozmawiać o różnych bzdetach. Okazało się, że sporo
ich łączy. Między innymi miłość do muzyki.
-Oh, jaka zakochana para-usłyszeli Jasona-Od kiedy się
spotykacie?
-Weź spierdalaj-odparł Gerard
-Uuuu jak groźnie-odpowiedział sarkastycznie Jason
-Chodź Gerard, nie warto się kłócić-stwierdził Ray, który
wreszcie nie wiadomo skąd się pojawił
Ruszyli w trójkę w stronę domu. Gerard miał już naprawdę
dość Jasona. Dokuczał mu od początku pierwszej klasy. Zaczęło się niewinnie,
Jason po prostu przezywał Gerarda. Jednak z czasem było coraz gorzej. Podkradanie rzeczy z szafki, podkładanie nogi, przepychanki... Długo by wymieniać.
-Nie przejmuj się-pocieszył go Ray-Coś wymyślimy
~~~~
Była ciemna noc, a wiatr wiał mocno z każdej strony, wprawiając
w ruch gałęzie i liście. Jasny księżyc oświecał drogę dwójce ludzi spacerującym
wokół jeziora. Dziewczyna była ubrana w długą, czarną sukienkę z falbanami, w pasie przewiązaną czerwoną wstążką. Miała długie, blond włosy swobodnie opadające na jej ramiona.
U jej boku szedł chłopak, o krótkich, czarnych włosach, ubrany w czarną
elegancką koszulę i ciemne jeansy. W pewnym momencie zatrzymali się i zaczęli wpatrywać w taflę jeziora, w której odbijał się księżyc.
-Słyszałaś?-szepnął drżącym głosem chłopak
-Co?-zdziwiła się
-Jakiś szelest
-Pewnie wiatr-stwierdziła-Nie próbuj mnie nastraszyć
-Nie próbuję
Wśród drzew coś się poruszyło, znów wywołując szelest,
jednak tym razem chłopak starał się nie zwracać na to uwagi.
Wiatr zaczął wiać coraz mocniej i dziewczynę parokrotnie
przeszedł dreszcz.
-Skoczę do samochodu po kurtkę-zaproponował czarnowłosy-2
minutki i wrócę
Dziewczyna przytaknęła głową i chłopak wszedł w głąb lasu. Minęło
5 minut, wiatr wiał jeszcze mocniej, a chłopaka nie było. Jasne, mogła iść z
nim do auta i od razu wrócili by do domu, ale chcieli pójść nocą na romantyczny
spacer. Po kolejnych 5 minutach blondynka zniecierpliwiona czekaniem, postanowiła
udać się w stronę samochodu, z nadzieją, że na ukochanego trafi gdzieś po
drodze. Idąc wąską dróżką cholernie bała się, ponieważ gałęzie przypominały jej
kościste dłonie, a drzewa rzucały cienie, które wyglądały jak duchy czy demony.
Dotarła do samochodu, ale nigdzie nie widziała chłopaka. Parokrotnie coś poruszyło się wśród krzaków.
-Harry, to nie jest śmieszne!-krzyknęła i rozglądnęła
się-Harry!
Nagle usłyszała jak coś ciężkiego uderza o maskę samochodu.
Przerażona spojrzała w tą stronę. Na masce leżało zakrwawione ciało Harrego. W
sumie to ciężko było stwierdzić, że to na pewno Harry, bo cała twarz była
zakrwawiona i trochę zmasakrowana. Dziewczyna krzyknęła i zaczęła uciekać. Nie
wiedziała gdzie, biegła po prostu jak najdalej. W pewnym momencie wpadła na
jakąś postać.
-O, jak dobrze, że ktoś tu jest-zaczęła-Mój chłopak został
zaatakowany, chyba przez jakieś zwierze-po jej policzkach popłynęły łzy
Tajemnicza postać nic nie powiedziała, jedynie wyciągnęła
swą kościstą dłoń w stronę dziewczyny. Po chwili mocno szarpnęła ją za włosy,
odginając głowę do tyłu. Postać przybliżyła swe usta do szyi blondynki, która
próbowała się wyszarpać z uścisku. Jednak już po chwili leżała bezwładnie na
ziemi. Postać uśmiechnęła się pod nosem i zniknęła tak szybko jak się pojawiła.
Ogólnie wyszło bardzo fajnie. Mam jedynie pewne "ale"... "Delikatnie podniósł się z łóżka i jego stopy dotknęły zimnej podłogi." Dużo lepiej by było gdybyś zamiast "i" wstawiła "a" - "Delikatnie podniósł się z łóżka, a jego stopy dotknęły zimnej podłogi."
OdpowiedzUsuńCzekam na następny rozdział i weny życzę :)
Tworzysz coś... intrygującego. Bardzo mi się to podoba. Tematyka trafiła wprost do mojego łaknącego takiej scenerii serca. Jeżeli popracujesz nad powtórzeniami, to będzie świetnie. Mnie już tym opowiadaniem zdobyłaś :3
OdpowiedzUsuńBiedny Jared ;___;
OdpowiedzUsuńSkoro już mówiłaś, że to JArek Leczo...Nie ma lecza, jest bigos xD
Lubię, lubię pisz dalej :3